Podczas lutowej edycji mojego ulubionego festiwalu Fine Dining Week, o którym niedawno pisałam, postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym. Po pierwsze, rezerwację zaplanowałam na 14 lutego, żeby wyjście w dresscodzie „smart casual” złożyło się ze świętowaniem Walentynek. W sumie to był całkiem udany pomysł, bo nie musiałam ubierać się elegancko aż dwa razy (swoją drogą nie wiem kiedy przestałam cieszyć się z okazji do założenia szpilek). Po drugie pożytecznym było to, że dla odmiany nie musiałam sama gotować. Zbawiennym okazał się także fakt, że nie miałam tego dnia czasu, aby zjeść obiad w pracy. Miałam miejsce na całą, 5-daniową ucztę.
Restauracja Enjoy
Sama restauracja wpadła mi w oko, gdy przeszukiwałam wrocławskie propozycje miejsc, także z okazji festiwalu Fine Dining Week (z września 2018). Pojawiła się na liście restauracji biorących udział i byłam zdziwiona, że nie wiem o istnieniu takiego miejsca! Restauracja Enjoy znajduje się bowiem w przepięknej, zabytkowej willi w otoczeniu Parku Południowego. Rezydencja wybudowana została w 1906 roku według projektu niemieckiego architekta Felix Henry’ego, przedstawiciela późnego historyzmu. Zażenowana swoją nieświadomością (chociaż swoje miasto czasami zna się gorzej, niż odwiedzający je turysta, prawda?), postawiłam sobie za punkt honoru odwiedzenie miejsca przy najbliższej okazji. Jak postanowiłam, tak zrobiłam.
Menu wieczoru
Od jakiegoś czasu praktycznie każda restauracja, która bierze udział w festiwalu, przygotowuje dwa menu degustacyjne: wegetariańskie i mięsne. Zazwyczaj staram się zamawiać po jednej opcji, żeby można było się wymieniać smakami i skosztować choć trochę każdego. Menu przygotowane na tę edycję jednak nie dało mi wyboru i zdecydowałam się na dwa mięsne, żeby nie było później żalu, smutnych oczu i obwiniania „twoje lepsze”..
Menu, które zawsze obejmuje 5 dań, zaczęło się od zimnej przystawki, którą było carpaccio z ośmiornicy w towarzystwie warzyw marynowanych w vinaigrette, z kaparami, mikro ziołami i sałatami. Jeju, jaki to był dobry początek! Delikatny smak ośmiornicy odważnie został podkreślony dodatkami. Apetyt wzrósł.
Następnie podano drugą przystawkę, z zasady na ciepło. Umówmy się, że była letnia, ale nie zakłóciło to smaku. Tym razem gwiazdą była smażona grasica cielęca podana na puree z selera, z dodatkiem brukselki i chipsami z parmezanu. Genialna przystawka! Smak grasicy bardzo dobrze podbijała, owiana złą sławą, brukselka i słonawy chips. Całość dekorowały jadalne kwiaty. Niestety nie jestem w stanie nazwać pomarańczowego kwiatu, ale miał fantastyczny, cytrusowo-pieprzowy smak. Mniam!
Pierwsze danie główne to coś, co równie często i dobrze robię w zaciszu domowym. Krewetki na czarnym makaronie, przyrządzane w maśle, z papryczką pepperoni i szpinakiem baby. Samo danie nie wywołało eksplozji smaków na podniebieniu, ale pewnie dlatego, że jest mi dobrze znane.
Głównym, drugim daniem, którym z lubością się delektowałam, była kaczka. Pewnie każdy, kto choć raz próbował przyrządzić kaczkę wie, jak bardzo wymagające technicznie jest to mięso. To było pyszne! Soczysty filet z kaczki podany został z ziemniaczanym gratin w panierce panco, wraz z musem z kapusty i sosem wiśniowym. To była po prostu petarda! Mięso soczyste, gratin bardzo maślane a sos wiśniowy był kropką nad i tego dania.
Last but not least.. deser! Moja ulubiona część każdego menu tastingowego, zawsze cieszy jak gwiazdka w sierpniu. Aksamitny crème caramel, lody chałwowe i lekko kwaskowatym coulis owocowym. Każdy z tym elementów deseru był pyszny sam w sobie. Razem – fajerwerki!
Jak oceniam wizytę w Enjoy Restaurant? Nie potrafię odpowiedzieć na takie pytanie tylko przez pryzmat kuchni. Znaczenie dla mnie, oprócz menu czy jakości obsługi, ma również samo miejsce. Hotel nie wywarł na mnie wrażenia. Choć architektonicznie jest efektowny (wysokie stropy, imponujące sale, szczególnie za dnia, doświetlone naturalnym światłem, co szczególnie mnie ujęło), to jego wnętrza nie należą do moich ulubionych. Nieco trącą nowobogackimi klasykami z późnych lat dziewcięćdziesiątych/dwutysięcznych – połyskująca na perłowo tapeta, tapicerowane skórą krzesła, kryształowe żyrandole. Na pewno wiecie, o jakim stylu mówię.
Abstrachując od wnętrz, kolacja była bardzo udana, ale.. Choć wyjątkowo smaczna, to po prostu bardzo poprawna. Szefem kuchni wrocławskiej restauracji Enjoy jest Adam Skwarło. Zaczynał uczyć się fachu w takich miejscach, jak Sushi & Grill czy wrocławski Multifood STP S.A., by następnie doskonalić fach w Platinum Palace (od kucharza zmianowego, przez sous-chef’a, na szefie kuchni kończąc). Nie odmawiam Adamowi Skwarło talentu, po prostu zabrakło mi polotu.
Podsumowując kolację
Uwielbiam wychodzić z fine diningowej kolacji mówiąc „wow, nie mam pojęcia jak oni to zrobili!” i „ale to był niesamowity smak!”. Tu mi tego zabrakło. Niestety serial o najlepszych szefach kuchni na świecie, czyli netflixowy „Chef’s table”, mógł mnie po prostu rozpuścić. Podsumowując: odwiedzić warto. Osobiście raczej wolę jednak odkryć jakieś nowe miejsce.