Spojrzałam pewnego dnia, nie tak dawno temu, w lustro. Dziwnym zbiegiem wydarzeń było to kilka dni po moich urodzinach. Kolejnych. Jezusowych, więc sprawa dość poważna. Na mej twarzy zobaczyłam coś niepokojącego. Wpadłam w panikę, bo to już czas na (nie)pierwsze zmarszczki i czym prędzej popędziłam do swojego gabinetu kosmetycznego. Na szczęście na miejscu Pani uspokoiła mnie, że to, co wydawało mi się zmarszczkami, to jedynie bardzo powierzchniowe wysuszenie skóry. Sezon grzewczy w pełni, w pracy sucha sauna a po pracy to samo na siłowni.
Dlaczego Dermation?
Jakiś czas temu postanowiłam zamknąć na twarzy popękane naczynka. Zbawienie samo w sobie – mało bolesny i inwazyjny zabieg, a bardzo poprawiający komfort na co dzień – przy spoglądaniu w lustro i nieużywania korektora. Po zamknięciu naczynek zdecydowałam się na zabieg uszczelniający naczynka. Jednak w ofercie salonu pojawił się Dermation – zabieg, który nawilża jeszcze lepiej niż samo uszczelnianie naczynek, ale jest zdecydowanie mniej bolesny, niż DermaPen. Wybór był oczywisty!
Na czym polega Dermation?
Zabieg wykorzystuję technologię transdermalporacji. Nazwa skomplikowana, ale działanie do wytłumaczenia. Z jednej strony mamy głowicę PEN, czyli taki metalowy długopis, który wywołuje przepływ prądu przez skórę. Powoduje zmianę organizacji łączeń polarnych w skórze, powodując otwieranie porów błon komórkowych i tworzenie kanałów wodnych, którymi wprowadzane są składniki odżywcze. Z drugiej strony mamy głowicę typu „roll-on” (tak, wygląda jak antyperspirant w kulce). Do głowicy wkręcana jest ampułka z substancją odżywczą, która jest równomiernie rozprowadzana po skórze, dzięki kulkowej końcówce. Tym sposobem skóra nawilżana jest od naskórka aż do jej głębszych warstw, czyli tam, gdzie najbardziej potrzeba. Dla wyobrażenia, w czasie ok. 45 minutowego zabiegu w skórę wtłaczana jest zawartość ampułki o pojemności 35 ml. Zużycie 50 ml pojemniczka kremu zajmuje nam ok. 2-3 miesięcy, prawda? Nie da się więc odmówić zabiegowi skuteczności. A jak moje wrażenia?
Jak wygląda zabieg?
Sam zabieg jest całkiem relaksujący. Na początku naturalnie miałam demakijaż i odtłuszczenie skóry twarzy. Następnie pod łopatkę kosmetyczka wsadziła mi płytkę ze zwilżoną ściereczką (kiepski dzień na zakładanie golfu 😉 ) – wszystko po to, żeby wytworzył się zamknięty obieg prądu. Następnie moja twarz została posmarowana odżywczą substancją z ampułki, a później zaczęło się otwieranie kanalików twarzy PEN-em. Można to porównać do robienia sobie na twarzy kratki odwróconym długopisem. Później weszła głowica roll-on. Rozprowadzanie substancji przy jej użyciu jest całkiem przyjemnym masażem twarzy. Jedyną mniej przyjemną a jednocześnie śmieszną rzeczą jest.. smak. Podczas przykładania głowicy rolującej w okolicach szczęki, czułam kwaśno-metaliczny smak na języku (pomogło trochę „poniesienie” języka, żeby nie dotykał policzków ani zębów). Moja kosmetyczka zwróciła mi na to uwagę przed zabiegiem, ale jest to normalna rzecz spowodowana przepływem prądu. Przynajmniej wiemy, że to działa.
Atutem Dermation jest fakt, że nie trzeba robić 10 zabiegów w serii – wystarczą 3 dla widocznego efektu. Ja jestem dopiero po pierwszym zabiegu ale po kilku dniach widzę, że skóra się wypełniła od środka i naprawdę sprawia wrażenie bardziej nawilżonej. Wiadomo, że pierwsza jaskółka wiosny nie czyni, więc czekam na dwa kolejne zabiegi.