21 wyścigów, 20 kierowców, 10 teamów. Wielkie pieniądze, niesamowite osiągi, spektakularne porażki. „Formula 1: Drive to survive” to 10-odcinkowy serial dokumentalny pokazujący od kulis sezon wyścigów rozegranych w 2018 roku. Serial, który chyba powinien zobaczyć każdy. Niezależnie od sportowych preferencji i znajomości F1.
Formula 1: Drive to survive
Serial pokazuje od podszewki jak wyglądają wyścigi. Wchodzimy z kamerami na tor, na paddock, do biur czy nawet prywatnych domów bohaterów. W projekcie wzięło udział 8 zespołów (bez Mercedesa i Ferrari): Haas, Williams, Red Bull, Renault, Sauber, McLaren, Force India i Toro Rosso. Są nazwiska, które znamy wszyscy, jak Fernando Alonso czy Kimi Räikkönen, ale także nowe, które przynajmniej ja poznałam: Carlos Sainz, Daniel Ricciardo czy Charles Leclerc. W każdym odcinku serialu uwaga skupiona jest na dwóch bohaterach – kierowcach lub zespołach. Każdy ma tu inne motywacje, pragnienia, rozterki i przeciwności, z którymi musi się zmierzyć.
Formuła 1 jak brazylijska telenowela
Jazda w Formule 1 to ciągła walka. Walka na poziomie teamu, o podium podczas kolejnego Grand Prix a także o stawkę w zestawieniu konstruktorów. Piękna opowieść o trudnych decyzjach i rozczarowaniach. Tu, jak chyba w żadnym innym sporcie, dobry teamwork decyduje o zwycięstwie. Kierowca może być rewelacyjny, ale jak nawali mu bolid albo zespół nie zmieni opon w 3 sekundy, tylko w 10, cały zespół ponosi konsekwencje. Tak samo w drugą stronę – jeśli bolid jest świetny, a kierowca traci kontrolę (często nad sobą), porażka odbija się na całym teamie.
Na ilość emocji nie można narzekać. W mojej opinii Netflix osiągnął absolutne mistrzostwo w realizowaniu dokumentów. Oprócz przepięknych scen, kadrów i zdjęć, na które jestem szczególnie czuła, serial to po prostu kawał dobrej roboty. Emocje zarówno nasze, jak i bohaterów, pływają tuż pod powierzchnią. Jesteśmy świadkami szczęścia podczas zwycięstw. Widzimy ogromne rozczarowanie, gdy bolid zostanie zniszczony (czasami przez samego kierowcę podczas rutynowego rozgrzewania opon, ale najczęściej obrywa rykoszetem od innego zawodnika). Złość, jak nawali zespół. Czasami także gorzki żal, gdy nie liczy się talent, ale idące za zawodnikiem pieniądze od sponsorów. Nie da się ukryć – w F1 ilość zawodników jest zamknięta. Tylko 20 najlepszych może rywalizować na nadzwyczajnych torach świata. To przywilej, na który trzeba sobie zapracować niezwykłym talentem, ale i świetną polityką i strategią.
Historia Formuły 1
Trochę poczytałam o historii F1, żeby lepiej rozumieć sport i mieć kontekst. Mówi się, że Formuła 1 to królowa motosportów. Patrząc na osiągi i parametry bolidów, jest to stwierdzenie uzasadnione. Od 0–100 km/h w 1,7 sekundy robi wrażenie, prawda? Wyścigi swoje korzenie mają w Europie. Pierwszy z nich rozegrał się w 1950 roku na brytyjskim torze Silverstone. Od tego czasu rozgrywane są regularnie każdego roku. 8 lat po pierwszym wyścigu wprowadzono klasyfikację konstruktorów. Od tego czasu bolidy są regularnie udoskonalane, aby zapewnić bezpieczeństwo kierowcom. Niestety jest to niezwykle ryzykowny sport. Od jego początków na torze zginęło 51 kierowców. Mimo to pasja do sportu okazywała się silniejsza.
Historycznie najbardziej utytułowanym kierowcą jest Michael Schumacher (7 tytułów mistrza świata), argentyński zawodnik Juan Manuel Fangio – 5 tytułów (on także wygrał pierwszy wyścig w rozegrany na Silverstone) oraz ex equo Lewis Hamilton z 5 tytułami (on wygrał sezon 2018, więc liczba tytułów może nie być ostateczna). W klasyfikacji konstruktorów pierwsze miejsce zajmuje Ferrari – 16 tytułów mistrza świata, Williams – 9 tytułów mistrza świata i McLaren z 8 tytułami. Szczególnie interesujący jest ten drugi.
Team Williams
Choć od 2015 Williams ledwo utrzymuje się w stawce, ja gorąco im kibicuję z czterech powodów:Jakiś czas temu obejrzałam film dokumentalny z 2017 r. zatytułowany po prostu „Williams”. Pokazuje on historię założyciela zespołu. Od początków teamu, przez jego karierę, aż do wypadku (samochodowego), który posadził go na wózku, ale nie złamał pasji do motoryzacji.
Williams został założony przez absolutnego pasjonata motoryzacji – Franka Williamsa. Z pomocą Patricka Head’a, który był głównym inżynierem, w 1977 roku stworzyli zespół, który długo panował na podium – zarówno dzięki świetnym kierowcom, jak i konstrukcjom bolidów. Wieloletnie zamiłowanie do sportu zasługuje na podziw.
Aktualnym zastępcą szefa zespołu jest kobieta. I to kobieta z historią – córka Williamsa, Claire. Jej postaci także została poświęcona część dokumentu o ojcu. Łatwo można zrozumieć odziedziczoną pasję. I choć Williams jest najsłabszym zespołem w stawce (7 punktów zdobytych w sezonie 2018, w porównaniu do 655 punktów Mercedesa), walczy dzielnie.
Po czwarte i chyba najważniejsze – kierowcą Williamsa w sezonie 2019 będzie nie kto inny, jak Robert Kubica! Razem z młodziutkim Georgem Russellem będą walczyć o punkty. W okrągłym, 70. sezonie Mistrzostw Świata Formuły 1 nie będzie innego zespołu, któremu trzeba kibicować!
Zaczynamy kibicowanie!
Podsumowując, serial jest naprawdę świetny! Musi taki być, skoro ujął mnie tak mocno, a fanką sportów motorowych szczególnie nie jestem. A może bardziej w czasie przeszłym – nie byłam. Nie będę więc spoilerować, bo najlepiej zobaczyć to na własne oczy.
Serial będzie także świetnym wstępem do sezonu 2019. A rozpoczęcie Mistrzostw Świata Formuły 1 już za kilka dni! Pierwszy wyścig odbędzie się 17 marca w Melbourne. Ostatni z kolei obejrzymy 1 grudnia w Abu Zabi. Będzie więc wiele okazji do trzymania kciuków za naszego walecznego rodaka! Ja się już nie mogę doczekać, a Wy?